Wiecie co jest największą zmora rodziców? Powiem Wam szczerze, że.... R O D Z I C E!!!! Dlaczego? Dlatego, że często brak im pomysłu, wyobraźni i chwili na refleksję. Oczywiście pęd dzisiejszego życia, nie sprzyja przemyśleniem, zwłaszcza, że duża część społeczeństwa postanowiła proces samodzielnego myślenia przerzucić na innych lub na maszyny.
Gnamy wciąż i wciąż do przodu, gubiąc gdzieś prawdziwy sens i zapominamy, że najważniejsi są ludzie, a dla rodzica najważniejsze jest DZIECKO! A przynajmniej powinno być! Przyprowadzam Piotrusia do żłobka i widzę jak obok siedzi malutki X, któremu zamykają się oczka, katar nie pozwala normalnie oddychać, że nie wspomnę o wypływającym zielonym katarze. Ale mama/tata szybko wycierają katar i udając, że nic się nie dzieje wpuszczają dziecko na salę :/ Pomijając fakt, że X ledwo żyje, pomijając fakt, że X zamiast 3 dni będzie chorował 2 tygodnie, pytam dlaczego moje Dziecko tez musi na tym ucierpieć?
Wiecie, kiedy oddałam Piotrusia do żłobka liczyłam się z tym, że będą chwile, kiedy nie obejdzie się bez mojego zwolnienia z pracy. Wiedziałam, że mogą mieć miejsce różne sytuacje. Zwłaszcza, że Dziadkowie daleko. W pracy Męża ciężko z tymi zwolnieniami, więc padło na mnie. I wiecie, kiedy trzeba to biorę! Oczywiście niezawodni okazali się moi Rodzice, którzy kilka razy brali urlop, po to by pomóc w opiece, bo martwili się, ze może to źle wpłynąć na moją ocenę w pracy. Byli tez kiedy mnie rozłożyło zapalenie płuc z powikłaniami i kiedy miałam zoperowane kolano, a przez to poruszanie się było dla mnie trudnością. Ale generalnie, tak na codzień, przy przeziębieniu ich po prostu nie ma. :( Dlatego tak bardzo irytują mnie wymówki rodziców chorych dzieci, które najczęściej brzmią: "Ale ja nie mam z kim X zostawić". Ja też nie mam! Jestem z tym sama, bo Łukasz pracuje od 7 do 19 . I przez twoją nieodpowiedzialność, przez twoje wykręty i wreszcie przez twoje chore dziecko, mój Synek cierpi, musimy czekać w kolejce do lekarza, brać leki, a ja muszę prosić o zwolnienie i po raz kolejny tłumaczyć się w pracy.
I to wcale nie jest uodparnianie! Co innego lecąca z noska woda- najczęściej po wejściu z zimnego do ciepłego, a co innego zielony katar- to już oznaka stanu zapalnego. W rezultacie i tak lądujecie na zwolnieniu i to dużo dłuższym, a przy okazji ja i moje Dziecko! A już niedopuszczalnym jest nafaszerowanie dziecka antybiotykiem, lekami przeciwgorączkowymi, syropami przeciwkaszlowymi i odesłanie do placówki! One też mają swój czas działania! A wiecie jak strasznie czuje się takie dziecko? Chore, osłabione, zmęczone, obolałe niejednokrotnie i opuszczone. I zastanawia się co złego zrobiło, że mamusia/tatuś zostawili je samo w placówce. Dlaczego nie może w swoim łóżeczku poleżeć dłużej, dostać ciepłą herbatkę lub przytulić się do rodzica, kiedy zaczyna wzrastać gorączka? Nie rozumie dlaczego w takiej sytuacji nie ma przy nim rodzica.
W naszej historii żłobkowej zdarzyło nam się chorować 3 razy i 3 razy byliśmy przeziębieni. Złapaliśmy anginę (od dziecka chorego na szkarlatynę, które w czwartek i w piątek było w żłobku, bo rodzice nie chcieli brać zwolnienia na 2 dni, poległa cała grupa), bostonkę i zapalenie spojówek- nie ma chyba nic gorszego niż otwieranie na siłę małego oczka, by zakroplić przepisane leki. 3 niewielkie przeziębienia też woleliśmy przesiedzieć w domu. Piotruś jest wyjątkowo silny, ale są dzieci, które są w żłobku tydzień, a 2 w domu, własnie przez to, że inni rodzice przyprowadzają swoje dzieci chore.
Nie mnie oceniać, jak układasz sobie życie, jak radzisz sobie w sytuacjach kryzysowych, czy potrafisz rozdysponować umiejętnie swój czas. Ale nie zgadzam się, aby twoje zaniedbanie zagrażało mojemu Dziecku! Nie obchodzę mnie twoje wykręty! Włącz myślenie, bo robisz krzywdę sobie, swojemu dziecku, oraz naszej rodzinie.
ZDRÓWKA!
Ja mam na szczęście to szczęście, że moja moje dzieci nie chorują. Gutek to nie był chory ani razu przez ten rok (dziś ma urodziny :) ), a gorączke miał 2x ale od zębów i spadała od razu po 1 dawce ibum... Anastazja jak miała 2 razy ZUM, ale to całkiem inna historia, a od kiedy skończyła 9 miesięcy to nie była chora ani razu, gorączkę miała dosłownie 3 razy, ale nawet bez leków się obeszło, bo sama przechodziła po 2-3 godz.... teraz jak chodzi do przedszkola to zdarza się, że leci jej z noska, ale jak poszliśmy do lekarza, żeby sprawdzić (i ew. nie posyłać jej do przedszkola) to lekarz powiedział, że to "katar przedszkolny" i zaleca poprostu wycierać nos... a zielony glut znam tylko z opowiadań koleżanek i oby tak zostało... póki co z przedszkolu też nic nie złapała ;)
OdpowiedzUsuńZdrówka zatem dalej! A dla Gutka uściski od ciotki z Kielc!
UsuńMasz całkowitą rację .U mojej córeczki w przedszkolu rodzice , którzy mie pracują puszczają kochające dzieci a moja Julia zaraz łapie i u niej katar trwa 2 tyg.W tam tym roku co dwa tyg. była chora bo ją non stop któreś dziecko zaraziło .Teraz chodzi drugi rok do przedszkola i od nowa to samo chore , czasem nawet z gorączką przychodzą dzieci i jak tu mają być zdrowe inne dzieci .Masakra :(
OdpowiedzUsuńMiało być kichające a nie kochające he he
UsuńMasz całkowitą rację .U mojej córeczki w przedszkolu rodzice , którzy mie pracują puszczają kochające dzieci a moja Julia zaraz łapie i u niej katar trwa 2 tyg.W tam tym roku co dwa tyg. była chora bo ją non stop któreś dziecko zaraziło .Teraz chodzi drugi rok do przedszkola i od nowa to samo chore , czasem nawet z gorączką przychodzą dzieci i jak tu mają być zdrowe inne dzieci .Masakra :(
OdpowiedzUsuń