Przyszedł nagle, niespodziewanie. Patrzyłam każdego dnia w kalendarz, ale nie docierało do mnie, że lato chyli się ku końcowi. Noce stawały się coraz krótsze, powiewy wiatru chłodniejsze, a pajęczyn było jakby więcej. Rano spacerując po "naszych" kamieniołomach obserwowałam krople rosy pobłyskujące na rozwieszonych wszędzie przez wiatr srebrnych niciach.
Poszukując własnej drogi
Latem tyle się wydarzyło... Zmienił się mój sposób postrzegania świata i ludzi... Serce radośnie unosiło się w przestworza, po to by wpaść w burzowe chmury i walczyć z deszczem tnącym jak nóż... Były takie chwile, spotkania, przeżycia, że śmiałam się w głos i z tęsknotą zerkałam na zegarek, kiedy trzeba było wracać do rzeczywistości. Szalone noce przy ognisku, biwakowe leniuchowanie i jezioro, w którym była taka ciepła woda. Całonocne rozmowy i mozolne opracowywanie dokumentacji. Radość z pracy na świeżym powietrzu i godziny spędzone w pracowni... Słońce muskające delikatnie najmniejsze fragmenty skóry i deszcz zmywający złudzenia. Taniec w deszczu i suszenie ubrań na płocie. Oglądanie gwiazd i picie kawy na odludziu. Nowi ludzie, nowe przygody i smaki... Nowe doznania i odczucia. Radość i strach tak ogromne, że nieomal serce nie wyskoczyło z piersi...
Emocji było chyba aż nadto, moje serce nie zawsze sobie z nimi radziło. Czasami skakałam z radości, aby innym razem bezwiednie osuwać się na ziemię i płakać. Moją duszę opanowało zwątpienie, rozpacz tak wielka, że prawie rozdzierała wnętrze, ale i szczęście zalewające mnie swym ciepłem... Były łzy szczęścia i rozpaczliwe drganie ramion podczas niekontrolowanego szlochu...
Nie zawsze wiedziałam co zrobić, jak zareagować czy jak rozwiązać zaistniałą sytuację. Czasami dopiero po spojrzeniu na nią z boku, po wyzbyciu się emocji, mogłam ją racjonalnie ocenić. Ale przecież nie zawsze da się wyzbyć emocji. A świat nie miał najmniejszego zamiaru czekać na moje serce. Nie miał zamiaru dać szansy na odzyskanie równowagi, wewnętrznej harmonii...
Przyszły dni, kiedy chciałam schować się przed światem. Kiedy samolot z Przyjacielem znikał za horyzontem, kiedy brakowało pieniędzy, aby oddychać swobodnie, kiedy wymagania otoczenia były większe niż moje możliwości... Kiedy świat oczekiwał, że klęknę, a ja tylko kucnęłam, aby wyskoczyć jak strzała z cięciwy. Kiedy zabrakło amunicji, a kazali strzelać. Kiedy czasza spadochronu za cholerę nie chciała się otworzyć i pomagała jedynie cicha modlitwa. Kiedy ciszę nocy przerywał płacz...
Przyszły dni, kiedy uśmiechałam się sama do siebie. Kiedy ten pomarańczowy motyl uparcie siadał mi na dłoni, a Ty żartowałeś: "Natura cię atakuje"... Kiedy słońce zachodziło za horyzont, a jego ostatnie upajające, ciepłe blaski radośnie igrały w naszych oczach. Kiedy siedziałam sama w "moim" miejscu i popijałam kawę, czekając co przyniesie dzień. Kiedy pochylałam się nad kolejnymi materiałami, które wydobyliśmy kilka godzin wcześniej. Kiedy Ihor przynosił kanapki z ogórkiem i księżycówkę. Kiedy w ramionach tuliłam największe Szczęście mego życia. Kiedy słyszałam: "Kocham cię" i wiedziałam, że było to najszczersze z wyznań. Kiedy tonąc w objęciach traciliśmy poczucie czasu i obowiązku.... Kiedy mogłam być po prostu sobą...
Oficjalnie przed rozmową z "Sokołami"
Emocji było chyba aż nadto, moje serce nie zawsze sobie z nimi radziło. Czasami skakałam z radości, aby innym razem bezwiednie osuwać się na ziemię i płakać. Moją duszę opanowało zwątpienie, rozpacz tak wielka, że prawie rozdzierała wnętrze, ale i szczęście zalewające mnie swym ciepłem... Były łzy szczęścia i rozpaczliwe drganie ramion podczas niekontrolowanego szlochu...
W terenie zawsze czuję się szczęśliwa
Nie zawsze wiedziałam co zrobić, jak zareagować czy jak rozwiązać zaistniałą sytuację. Czasami dopiero po spojrzeniu na nią z boku, po wyzbyciu się emocji, mogłam ją racjonalnie ocenić. Ale przecież nie zawsze da się wyzbyć emocji. A świat nie miał najmniejszego zamiaru czekać na moje serce. Nie miał zamiaru dać szansy na odzyskanie równowagi, wewnętrznej harmonii...
Kwiaty od B. wywołały niegasnący uśmiech
Przyszły dni, kiedy chciałam schować się przed światem. Kiedy samolot z Przyjacielem znikał za horyzontem, kiedy brakowało pieniędzy, aby oddychać swobodnie, kiedy wymagania otoczenia były większe niż moje możliwości... Kiedy świat oczekiwał, że klęknę, a ja tylko kucnęłam, aby wyskoczyć jak strzała z cięciwy. Kiedy zabrakło amunicji, a kazali strzelać. Kiedy czasza spadochronu za cholerę nie chciała się otworzyć i pomagała jedynie cicha modlitwa. Kiedy ciszę nocy przerywał płacz...
Przyszły dni, kiedy uśmiechałam się sama do siebie. Kiedy ten pomarańczowy motyl uparcie siadał mi na dłoni, a Ty żartowałeś: "Natura cię atakuje"... Kiedy słońce zachodziło za horyzont, a jego ostatnie upajające, ciepłe blaski radośnie igrały w naszych oczach. Kiedy siedziałam sama w "moim" miejscu i popijałam kawę, czekając co przyniesie dzień. Kiedy pochylałam się nad kolejnymi materiałami, które wydobyliśmy kilka godzin wcześniej. Kiedy Ihor przynosił kanapki z ogórkiem i księżycówkę. Kiedy w ramionach tuliłam największe Szczęście mego życia. Kiedy słyszałam: "Kocham cię" i wiedziałam, że było to najszczersze z wyznań. Kiedy tonąc w objęciach traciliśmy poczucie czasu i obowiązku.... Kiedy mogłam być po prostu sobą...
Międzynarodowe Pokazy Lotnicze Air Show 2017 w Radomiu
Wakacje, lato przeminęło. Ciepło uleciało z pajęczynami. Cały czas uczę się jak kochać świat. Cały czas próbuję poczuć pełnię smaku uwięzioną w kielichu porannej rosy. Cały czas próbuję nauczyć moje serce, aby przestało tęsknić, wzruszać się, radować jak szalone, próbować zrozumieć... aby przestało czuć... A ono uparcie twierdzi, że ma to głęboko w poważaniu i zupełnie nie korzystając z merytorycznych uwag rozumu i doświadczenia duszy, drze japsko, że świat jest piękny. SZALONE! Jeszcze wiele wycierpi i niejednokrotnie uleci niczym jątka nad strumieniem. Zapewne nie raz popęka, a ja mozolnie będę je sklejać. Wielokrotnie stłucze sobie "sercowe dupsko", ale... wiem, że mam siłę, aby uniosło się z popiołów niczym feniks, rozwiewając złotymi skrzydłami pozostałości po zgliszczach... Bo warto w życiu spłonąć- choćby raz, aby to szalone serce ogrzało się w blasku tego płomienia...
Pora ruszyć dalej. Uważaj moje serce, to dopiero początek podróży...
Cudownie to napisałaś 👍 a zarazem tajemniczo .
OdpowiedzUsuńKochana, dziękuję :) Tajemnica musi być-bez niej byłoby mniej skomplikowanie ;)
UsuńJak zawsze pięknie napisane i cudne zdjęcia :-D
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz mnie komentarzami ;) Obrosnę w piórka ;)
UsuńPrześlicznie napisane! 😊 ja jestem smutna ze lato się kończy.
OdpowiedzUsuńKoniec lata, to początek jesieni, a więc otwarcie drzwi na nowe przeżycia i możliwości ;) Będzie cudownie!
UsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuńkurcze cos się koczy coś sie zaczyna ale żeby jeszcze to wszystko wyszło na lepsze ... głowa do góry mała :*
OdpowiedzUsuńtaaa... staram się prawda?
UsuńMasz coś wspólnego z wojskiem?
OdpowiedzUsuńA mam ;)
Usuń