Sushi. Jedni kochają, inni nienawidzą. Ja przez dłuższy czas nie lubiłam i nie mogłam się zebrać do przełamania tej bariery. Dopiero, kiedy w Kielcach "otworzyła się" "suszarnia", która zachwyciła mnie zdjęciami, postanowiłam odczarować to złe wspomnienie.
Odgrażałam się kilkukrotnie, że pójdę do lokalu i spróbuję, ale wyprawa okazała się całym procesem. Wiecznie jakoś się nie składało i było "nie po drodze". Ale "brawo ja" i sukces! Przyszedł dzień, w którym wreszcie powiedziałam: "Dzień dobry. Poproszę nawrócić mnie na sushi".
I te lampy- niby takie proste, a jednak...
Biorąc pod uwagę moje przykre doświadczenia z sushi w Polsce, podchodziłam do tej wizyty bardzo ostrożnie, żeby nie napisać sceptycznie. Sushiya zaskoczyła mnie sympatyczną obsługą, tzw. atmosfera miejsca oraz, co najważniejsze, SMAKIEM.
Kiedyś je "ukradnę" i będę nimi spinać włosy ;)
Na początek postanowiłam przełamać barierę smaku i zamówiłam zestaw lunchowy. Po nim odważyłam się na pierwsze rolki. Jak pierwsza wizyta? Skończyła się zaplanowaniem kolejnej.
Pyszny zestaw "na start"
Piekne podanie, które mnie zachwyciło
Pierwsze Susiyowe rolki z krewetką
Szybko przekonałam się, że w "suszarni" siada się przy sushi Masterze. Michał przeprowadził mnie przez kolejne "etapy wtajemniczenia". Zaskakiwał mnie smakami i połączeniami, tak skutecznie, że przyszedł czas na pierwsze w Sushiya nigiri. To była dla mnie trudna chwila. Nigiri jawiło mi się jako surowizna, po której ja i mój żołądek przestaniemy się lubić. Mój "nigirasek" dostał nawet imię. Napatrzyłam się nań, aż odważnie postanowiłam zakończyć jego żywot. Rozpłynął się w moich ustach i nim przełknęłam, Michał podsunął mi już kolejnego, zgoła odmiennego. Ten nie dostał imienia i z decyzją o jego zjedzeniu zwlekałam (aż!) 5 minut. Do tego rolki skomponowane specjalnie dla mnie... Ta wizyta sprawiła, że polubiliśmy się z sushi i powzięłam mocne postanowienie poprawy w częstości jego spożywania.
Najważniejsze to pokonać własne bariery
Od pierwszej wizyty w Sushiya mija już prawie rok. Dlaczego więc opisuję to miejsce dopiero teraz? Musiałam do tego dojrzeć, tak jak do zjedzenia "nigiraska Wojtka". Przepraszam Mikael, że dopiero po tylu wizytach, tylu rolkach, tylu nigiri powstał ten wpis! Kajam się, nisko kłaniam i obiecuję coś słodkiego przy następnych odwiedzinach! ^_^
Mistrz tworzy- staram się nie przeszkadzać
Nie jestem znawcą sushi. Nie potrafię nazwać wszystkich rodzajów sushi i produktów do stworzenia tych pyszności. Nie potrzebuję, od tego mam sushi mastera, który poprowadzi mnie przez ten magiczny świat doznań. Opowie, wytłumaczy i uraczy moje kubki smakowe. Aby wszystko ze sobą współgrało, poda mi to na jednym z cudnych talerzyków. Skoro zatem znawcą nie jestem, przestaję pisać i zapraszam Was do obejrzenia zdjęć cudeniek serwowanych w Sushiya przez Michała (a raczej dwóch Michałów)!
Na start glonki
Gwiazda spotkania musi zostać uwieczniona
Piotruś też polubił te "kolorowe babeczki"
Czasami nawet ja skusze się na procentowe szaleństwo
Dla odmiany inne "cięcie"
Oczywiście mam ulubione "smaczki". Moje serce zdecydowanie podbiły te perełki:
Masełko na okoniu- czego chcieć więcej? No może jeszcze jednego ^_^
Często tworzy się coś "special for me". I tak oto dostałam torcik imieninowy.
Tak też powstało "coś lekkiego, ale nie zupa, coś pikantnego, ale nie ostrego, coś przełamane słodyczą i może wędzone, coś co cudownie dopełni moją wizytę. Dasz radę?" DAŁ RADĘ! Brawo- trafione w punkt!
Słodko i chrupko dla blondynki
Oczywiście sushi najlepiej jeść zaraz po przygotowaniu, ale dzięki opcji "na wynos", jako zagoniona Mama, mogę troszkę szczęścia zabrać ze sobą do domu i cieszyć się nim po odebraniu Młodego z przedszkola, w domu, a nawet na pikniku nad Nidą.
Po tylu pysznościach zaglądam do Sushiya dość regularnie. Te małe cuda wychodzące spod rąk i noża sushi mastera zwiększają poziom endorfin w moim organizmie. Świętuję tu sukcesy i mnożę radość dnia codziennego. Ale też przychodzę, kiedy tak bardzo "ciężko mi na duszy". Wtedy gorący ramen koi te bolączki- ramen jest dobry na wszystko!
Teraz przychodzę do Sushiya jak do "domu", gdzie uśmiechem wita mnie moja "przyszywana Rodzina". Czasami jest zupełnie "nie po drodze" i jakoś tak się nie składa, ale ciągnie mnie do tych smaków, tego miejsca i oczywiście do ludzi, którzy to wszystko tworzą.
Podglądać ludzi z pasją- uwielbiam!
Imbir mój ukochany- wiecie, że lubię duuużo!
I zielony kubeczek specjalnie dla mnie <3
Czasami kawę dostaję w filiżance szefa
POCHOCHAŁAM!
I czasami, jak przystało idąc w odwiedziny do Rodziny, przynoszę czekoladę! Dziękuję Wam za wszystko i lojalnie ostrzegam, że przyjdę na okonia z masełkiem- już niebawem! Ja mata aimasho! <3
A ja znów podglądam...
Do Rodziny przychodzi się z czymś słodkim!