- Jak jasno... I co tak "pika"?- pomyślałam i zaczęłam się dławić.
- Obudziła się- usłyszałam znajomy głos.
Nagle zrobiło się głośno. Obce głosy, szum i ta cholerna jasność...
- Spokojnie, jesteś w szpitalu. Zaraz wyjmiemy ci rurkę z gardła. Postaraj się uspokoić- tłumaczyła mi jakaś kobieta. W głowie miałam milion myśli, które zupełnie się ze sobą nie składały.
- Spokojnie, oddychaj Kochanie- mówił "Z" podając mi chusteczkę, kiedy ja zachłystywałam się powietrzem...
Miesiąc wcześniej
Słońce tego roku nie świeciło jeszcze tak jasno. Było ciepło. Jak ja kochałam wiosnę. Wzięłam głęboki oddech. Oparta o auto przyglądałam się soczystej zieleni. Była piękna. Lubiłam wyjazdy w teren. Bardzo mnie uspakajały. To właśnie w terenie się "ładowałam akumulatory", tu czułam się najlepiej. Dość szybko na skraju lasu dostrzegłam szare auto. Mój uśmiech w tym samym momencie zdecydowanie się powiększył. Usiadłam na masce i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Patrzyłam jak spokojnie parkuje obok mojego auta. Wysiadł i pewnym krokiem podszedł do mnie. Złapał moje dłonie i założył sobie na szyi, objął mnie w pół.
- Cześć Mała- pocałował mnie czule.
- Cześć "Z"- uśmiechnęłam się i spojrzałam w te Jego kochane oczy.
- Co mamy dziś w planach?
- Sporo jazdy, ale na początek musimy przeczesać ten teren- wskazałam ręką pola i las za nim, ale On wciąż wpatrywał się we mnie.
- Mhm.
- Słuchasz mnie?
- Tak, z największą uwagą.
Patrzył na mnie i uśmiechał się do mnie tym swoim uśmiechem, który mówił, że świat to za mało, żeby nas rozdzielić. Całował mnie czule, a jednocześnie tak zachłannie, jakbym miała za chwilę zniknąć.
- Chodź, bo szefostwo będzie się czepiać, jeśli tego nie zrobimy.
- Jeszcze chwilę. Daj się tobą nacieszyć.
- Będziesz miał mnie jeszcze dość.
- Nigdy.
- Zobaczymy. Chodź- uciekłam z Jego ciepłych ramion i podeszłam do bagażnika.- Musimy przeszukać te dwa pola, ten nieużytek i fragment lasu. Później jedziemy tu, na drugą stronę rzeki- pokazywałam na mapie kolejne punkty i drogi.
- Ale przekroczymy granice powiatu.
- I? Mamy pozwolenie na wszystkie powiaty. Działamy w obrębie całego województwa. Jednostki mają ze sobą współpracować.
- Masz zgodę góry?
- Mam. To kwit dla ciebie, a ten jest dla mnie- wyjęłam z torby dwa opieczętowane dokumenty.
- Jesteś niezastąpiona. Nikt nie załatwia tak precyzyjnie dokumentów jak ty.
Z mapą i notatnikiem w ręku odwiedzaliśmy kolejno wszystkie wyznaczone punkty. W dwóch przypadkach nie dało się dojechać na miejsce, musieliśmy spory odcinek pokonać pieszo, bo dzień wcześniej przeszły tu burze. Ale udało się, a my wyrobiliśmy tygodniowy limit kroków.
- Cieszę się, że wykonaliśmy plan- usiadłam ciężko na fotelu w naszym pokoju.
- Z tobą nie da się inaczej. Nie odpuścisz, dopóki nie zrealizujesz swoich niecnych planów.
- Ten typ tak ma- wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę biurka.
- Kawa?
- Chętnie, bo posiedzimy nad protokołami jeszcze długo. Przyniesiesz papier i nowy toner?
- Toner jest tutaj, a papier... Wydawało mi się, że przynosiłem, ale zaraz pójdę, bo naczelnik wychodzi za pół godziny.
- Jakby to nie mogło być w socjalu. Przecież nikt tych gratów nie zje.
- Żartujesz? Pamiętasz jak szybko znikały długopisy, które przyniosłaś ostatnio z Warszawy?
- Pamiętam. Dobrze, że kilka zamknęłam w szufladzie- oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Siedzieliśmy do późna. Nie lubiliśmy zostawiać papierów. Nocna zmiana siedziała w "socjalu", kiedy zamykaliśmy pokój.
Uwielbiam pracę w terenie, daje najwięcej satysfakcji
Kolejny dzień przywitał mnie deszczem. Wiedziałam, że nie będzie padać cały dzień, bo miałam niebywałe "szczęście terenowe"- zawsze kiedy pracowałam w terenie, pogoda była wyśmienita. "Z" przyjechał po mnie, żebyśmy "nie ciągnęli" dwóch aut.
- Cześć.
- Hej Żaba. To gdzie dzisiaj?
- Tam gdzie wczoraj skończyliśmy.
- Czyli grodzisko?
- Grodzisko było wczoraj. Dziś robimy podgrodzia. Ale byłeś bardzo blisko- uśmiechnęłam się, zapinając pas.
- Ruszamy?
- Tak, ale najpierw kawa.
- Wiedziałem. Zobacz co stoi za fotelami.
- Skąd masz mój kubek?- byłam bardzo zaskoczona.
- Zostawiłaś go wczoraj na biurku. Byłaś tak zmęczona, że nie zauważyłaś, że wychodząc zabrałem go ze sobą.
- Sprytnie. A cukier?
- Jest. Trzcinowy, tak jak lubisz.
- Uwielbiam cię "Z"!
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, deszcz już nie padał. Wiatr osuszył trawę, a na niebie świeciło słońce. Odruchowo przymknęłam oczy i wystawiłam twarz na działanie ciepłych promieni. Pracowaliśmy do zmierzchu, kiedy wszelkie ślady przestały być widoczne. Przed nami wieczór przed komputerami, wypełnianie kwitów i segregowanie danych. Liczyło się dla nas to, że mogliśmy być razem.
- Siema gołąbeczki- usłyszeliśmy wchodząc na 4 piętro.
- Kamil? Co ty tu jeszcze robisz?- spytałam zaskoczona widokiem rzecznika.
- Czekałem, żeby sprawdzić czy wrócisz cała.
- A co? Miał mnie zjeść w terenie?- zaśmiałam się, puszczając oczko do "Z", który nie znosił rzecznika.
- Potrzebuję notatki.
- No na reszcie konkrety- mruknął "Z".
- Na cito.
- Na cito to ci powiem, że było zajebiście i że w życiu nie miałam lepszego partnera w terenie- znów sobie zażartowałam.
- Bardzo śmieszne. Notę na stronę muszę wrzucić.
- Ale my jeszcze nie skończyliśmy, a ja nie mam w zwyczaju raportować o nieskończonej robocie- odpowiedziałam stanowczo.
- Spokojnie Pati.
- Jutro rano będziesz miał notę. A teraz daj mi spokój- odwróciłam się i ruszyłam w górę po schodach.
- Oki. Do jutra.
- Bajo!- krzyknęłam razem z "Z", który czekał na mnie przed drzwiami na wydział.
- Cholerny niedorzecznik- syknęłam pod nosem.
- Już poszedł.
- I dobrze. Ostatnio strasznie mnie wkurza tymi gołąbeczkami.
- Jest spostrzegawczy.
- Wiem.
- Martwi cię to?
- Nie chcę kłopotów.
- Damy radę- uśmiechnął się łagodnie.
- Zrobisz mi kawę? Czeka nas zarwana nocka- spojrzałam prosząco siadając za biurkiem.
- Aż tyle natrzaskaliśmy?
- 24 obiekty. To chyba rekord. Góra się ucieszy.
-Teraz jeszcze papierzyska.
- Siadaj, odpocznij. Zrobię ci kawę.
Praca szła nam sprawnie. Musieliśmy spisać protokoły, opisać zdjęcia, uzupełnić tabele i przygotować raport. Wiedziałam, że nie skończymy szybko.
- Dochodzi pierwsza. Może przerwa?
- Chyba zdrętwiał mi kark. Oczy mnie bolą- odchyliłam się w fotelu.
- Masaż?- poczułam Jego ciepłe dłonie na karku i ramionach.
- Jesteś kochany. Jakie to miłe- przymknęłam oczy.
- Chodź do mnie.
- Ale chłopaki z nocki są w socjalnym- szeptałam, siadając na krawędzi biurka.
- Chwila- podszedł do drzwi i cicho przekręcił klucz w zamku.
- Wariat. Zobaczysz będą kłopoty. Co im powiesz, jeśli przyjdą i szarpną za klamkę, a tu zamknięte?
- Że potrzebowaliśmy drzemki- pocałował mnie.
Dotknęłam Jego policzka. Lubiłam smak Jego ust... Były słodkie jak... letni zachód słońca... Powoli rozpinał moją koszulę. Nasze oddechy stawały się coraz szybsze... Zatracałam się w Jego cieple. Chciałam utonąć w Jego ramionach... Świat przestał się liczyć, istnieliśmy tylko my i nasza czułość...
-Siema gołąbeczki- radośnie przywitał nas rzecznik.
- Siema- odpowiedzieliśmy wyraźnie wyczerpani.
- A wy tak wcześnie w teren?- pytał wyraźnie zaskoczony.
- Dopiero skończyliśmy. Wracamy do domu, a tu masz notę na stronę- przycisnęłam zadrukowaną kartkę do jego piersi i ruszyłam do tylnego wyjścia.
- Dzięki- uśmiechnął się.
- Kamil?- odwróciłam się w ostatniej chwili.
- Tak?
- Mam prośbę. Możesz nie nazywać nas gołąbeczkami?
- Przecież to żart.
- Ale możesz narobić tym szumu, a ja nie mam ochoty wylądować na dywaniku u wodza.
- Ok, bez nerwów.
- Dzięki. Do jutra.
- Narka.
- Podrzucisz mnie na Czuby, pod pocztę?- zapytałam "Z" na parkingu za komendą.
- Dlaczego tam?
- Kaśka pożyczała mój samochód i miała go tam zostawić, żebym mogła wrócić do domu.
- Jasne, chodź- otworzył mi drzwi, poczekał aż wsiądę i delikatnie je zamknął.
- Jesteś zmęczony- odezwałam się po chwili.
- Pewnie nie bardziej niż ty. Mamy za sobą 14 godzin w terenie i noc w kwitach.
- Niby tak, ale...
- Ale?- zerknął zaskoczony.
- Jedziesz wyjątkowo powoli.
- Chcę być z tobą choćby chwilę dłużej- uśmiechnął się do mnie subtelnie.
- Ciesz się, że nikt tędy tak rano nie jeździ, bo by cię wytrąbili- uśmiechnęłam się.
Dojechaliśmy na parking. Pomógł mi wysiąść i przełożył moje rzeczy do bagażnika mojego auta. Objął mnie w pół, a ja zarzuciłam Mu ręce na szyję. Zaczął mnie całować, bardzo delikatnie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli się kogoś kocha, to całując ukochaną osobę ma się zamknięte oczy. Rozchyliłam lekko powieki. Jego oczy były zamknięte, a pocałunek był tak czuły i delikatny... Nagle poczułam ukłucie, przeszywający ból i nasilające się uczucie ciepła.
- Co się dzieje? "W"? Co ty tu robisz?- krzyczał.
- "Z" ja krwawię, słabo mi- drżąca ręką dotknęłam pleców. Palcami wyczułam nóż i krew, dużo krwi.
- Coś ty narobiła?- nigdy wcześniej nie słyszałam w Jego głosie takiego przerażenia.
- Ta zdzira nie zabierze mi ciebie.
- Co ty bredzisz? Dzwoń po karetkę!- "Z" krzyczał.- Żaba jestem przy tobie. Nie zamykaj oczu.
- Nogi mi się uginają, kręci mi się w głowie- mówiłam klękając przy aucie.
- Siadaj na moich nogach. Halo? Aspirant "Z", Komenda X. Osiedle Czuby, parking pod pocztą. Ranny funkcjonariusz, duża utrata krwi, nóż w plecach.
- "Z"...- czułam, że powoli odlatuję.
- Nie zamykaj oczu. Nie zamykaj, słyszysz? Nie mogę cię stracić. Jezu, nie mogę jej stracić- przyciskał mnie do siebie, siedząc na płytach parkingu, oparty o auto.
- Jest tak ciepło...- szeptałam.
- Skup się! Pomyśl o działaniach z Interpolem. Pamiętasz? Masz rozpisany cały plan działania.
- Bierzesz mnie na pracę- próbowałam się uśmiechnąć.
- Nie zasypiaj do cholery. Patrycja nie zasypiaj!- czułam jak uderzał mnie lekko w twarz.- Karetka już jest, już biegną. Zaraz będzie dobrze. Żaba ja cię kocham. Nie zamykaj oczu!
- Tam są! Biegniemy!- słyszałam obcy głos.
- Szybko!
- Nie puszczaj jej! Przytomna?
- Ledwo. Ja pierdolę, Żaba nie zasypiaj!
- Duszno...- szepnęłam.
- Oddychaj Kochanie...- tu pochłonęło mnie ciepło i cień...
(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)