Powoli, niepewnie stawiam pierwsze kroki. Obok mnie, z szeroko otwartymi rękoma stoi rehabilitant. Opieram się ciężko o kule, czuję każdy gram mojej wagi.
- Cholera, muszę schudnąć- próbuję żartować, ale grymas na mojej twarzy w niczym nie przypomina uśmiechu...
- Waga jest dobra, a teraz na granicy, bo dużo schudłaś- Jacek stanowczo kontruje.
- Taaa, akurat. Moje ręce czują coś zupełnie innego- chwieję się lekko.
- Nie kozacz. Jak nie dasz rady, to mów, nie chcę cię zbierać z podłogi.
- Jak to?- próbuję przesunąć prawą nogę do przodu.
- Nie jeden kozaczył, jako to bohater, nie potrzebuje pomocy... a po chwili klap na podłogę.
- No dobra, to nie kozaczę. Kręci mi się w głowie.
- Dobra mam cię- łapie mnie pod ramię. Puść kule.
- Którą?- pytam lekko zamroczona.
- Obie- bierze mnie na ręce i sadza na krześle. Lepiej? Masz wodę- podaje mi kubek z wodą.
- Lepiej- oddycham głęboko. Chcę wracać do pokoju.
- Jeszcze chwilę. Może jeszcze kilka kroków?
- Nie, chcę do pokoju.
- Dobra idziemy.
- Ja nie idę. Ty idziesz, ja jadę.
- Idę po wózek.
Kawa była nieodłącznym elementem walki o powrót do normalności
Jacek jest bardzo cierpliwy. Powoli uczy mnie życia na nowo. Na początek mnie spionizował, zrobiliśmy pierwsze kroki, teraz chce żebym zaczęła spacerować. Niestety nogi odmawiają posłuszeństwa, zbyt długo leżały niewładnie w szpitalnym łóżku. Czasami, tak jak dziś, tracę wiarę we własne siły i do sali wracam na wózku. Dla złagodzenia "szpitalności" tych pomieszczeń, na salę mówię pokój. Nie walczy ze mną, stara się motywować, ale umie też rozpoznać zły dzień. Mój jest właśnie dzisiaj. Siedzę na wózku ze spuszczoną głową. Mam ochotę rozpłakać się, ale duszę w sobie łzy. Wybuchnę dopiero w pokoju. Przymykam oczy.
- Zobacz kto jest u ciebie- Jacek schyla się za moimi plecami i szepcze do ucha.
- Kto?- podnoszę oczy zaciekawiona.
- Pójdziesz do niego sama? Daj mu nadzieję, że jego mama wraca do zdrowia.
- Nie dam rady- szepczę i patrzę na niego oczami pełnymi łez.
- Spójrz na niego. Czekał miesiąc aż się obudzisz, codziennie masował ci ręce i nogi. Urodziłaś taki cud. Nie pieprz mi, że nie dasz rady. Wstawaj!
- Nienawidzę cię. Podaj mi te pieprzone kule- syczę ze złością.
- Brawo, moja dziewczynka.
Stawiam pierwsze kroki. Jacek wciąż mnie asekuruje. Powoli, krok za krokiem zbliżam się do łóżka. Oczy mojego Syneczka stają się jakby większe, uśmiech rośnie. Jacek pomaga mi usiąść na łóżku.
- Dzień dobry Kochanie- szepczę, kiedy Młody siada mi na kolanach.
- Mamusia, moja mamusia. Jak ślicznie chodzisz. Moja mamusia, moja mamusia- powtarza i wtula twarz w moje ramiona. Ściskam go najmocniej jak umiem.
- Słoneczko mama musi się położyć, dzisiaj dużo chodziła i nóżki muszą jej odpocząć- Jacek zdejmuje Go ze mnie.
- Ale ja chcę się tylko przytulić, ukochać- smutnieje, a najkochańsze na świecie usta układają się w podkówkę.
- Spokojnie, tylko mama się położy i już cię do niej wsadzam, ok?
- Ok.
- No to hopsa do mamy- Jacek sadza Go obok mnie na łóżku.
- Moja mamusia- rzuca się na mnie.
- Co dziś robiłeś Aniołku?
- Byłem w przedszkolu.
- I co robiłeś?
- A pisaliśmy literkę "S" i rysowaliśmy. Bawiłem się z Krzysiem i z Bartkiem. I byliśmy na spacerku i pani Ala powiedziała, że jestem dzielny.
- A co jadłeś?
- Śniadanko. Były kanapeczki, chlebek z masełkiem i serkiem i z tym białym w środku i różowym dookoła.
- Z rzodkiewką?
- Tak. Ale tego nie zjadłem, bo nie lubię rzodkiewek.
- Acha. A co było na obiad?
- Jeszcze drugie śniadanko. Było jabłuszko i zjadłem całe. A na obiad była zupka z jajkiem, taka jak lubię i ziemniaczki, i kotlecik i marchewka. I jeszcze był budyń na podwieczorek.
Opowiadasz mi wszystko co robiłeś. Ze szczegółami opisujesz wszystkie zabawy i kolegów. Wtulasz się we mnie i zasypiasz. W moich ramionach zasypiałeś jako maluszek, a teraz znów tuliłam Cię do serca. Mój najpiękniejszy Synek...
- Cześć Mała- w progu staje "Z".
- Cześć- uśmiecham się.
- Jak się dziś czujesz?- siada na krześle przy łóżku.
- Dobrze. Troszkę się boję.
- Dlaczego? Wyniki są bardzo dobre.
- Dzisiaj zadecydują czy mogę wrócić do domu. Od tygodnia nie używam wózka. Może się uda.
- We wszystkim ci pomogę.
- Wiem. Ale...
- Ale?
- Oficjalnie mieszkam sama z Synem. Teraz Kasia ma się do nas przeprowadzić, ale oficjalnie jesteśmy sami. A ja nie jestem do końca sprawna. Zakupów nie zrobię. Cały czas muszę ćwiczyć.
- Jeśli trzeba pójdę do ordynatora.
- Nie trzeba.
- Przecież widział ile osób do ciebie przychodziło, że wszyscy zajmujemy się Młodym, że masz wsparcie.
- Wiem, ale papiery mówią co innego.
- Nie mogą trzymać cię tu wiecznie. Porwę cię i będziesz moja z daleka od tego wszystkiego.
- Hahaha, żartowniś- uśmiecham się.
- Serio. Porwę ciebie i Młodego...
- I będziesz odpowiadał za przestępstwo- przerywam mu szybko. Nie możemy tego zrobić.
- Wiem, ale korci mnie.
- Ciii- przykładam mu palec do ust.
Lekarze pozwalają mi wyjść ze szpitala. Po dwóch miesiącach walki o oddech i powrót do właściwego funkcjonowania, mam wrócić do domu. Nie wiem co tam zastanę. Jestem przerażona i podekscytowana jednocześnie. Ze szpitala odbiera mnie Kaśka i "Z". Powoli wsiadam do auta. Zapinam pas i uśmiecham się do siebie. Jedziemy powoli, w ciszy.
- Gdzie jedziemy? To nie jest droga do domu- zauważam, kiedy "Z" nagle skręca w pierwszy zjazd na rondzie.
- Musisz zrobić komuś niespodziankę. On czeka na ten dzień od dwóch miesięcy Mała.
- Wie?- pytam, a łzy same płyną mi po policzkach.
- Nie, to ma być niespodzianka.
- Nie płacz, bo makijaż rozmażesz. Starałam się, żeby był ładny, a ty teraz płaczesz. Starczy już tych łez.
- Ale one same lecą- szlocham.
- Masz chusteczkę i delikatnie osusz łzy. To szczęśliwy dzień.
Podjeżdżamy pod bramę przedszkola. Kaśka szybko wyskakuje z auta i otwiera bramę. Parkujemy bardzo blisko wejścia. Pomagają mi wysiąść, podają kule. Powoli ruszam do wejścia. 4 schodki, które wcześniej pokonywałam jednym skokiem, teraz stają się ogromną barierą. Powoli podnoszę nogę, wspieram się na kulach, "Z" mnie asekuruje, otwierają mi drzwi. Widzę Młodego, jak opiekunka w szatni pomaga Mu zasunąć bluzę. Odwraca się słysząc zamieszanie przy drzwiach.
- Moja M-A-M-U-S-I-A!!!!- krzyczy i biegnie wprost do mnie.
- Cześć Syneczku- schylam się, kiedy dobiega do mnie i mocno mnie obejmuje.
- Mama!- krzyczy i wciąż mocno mnie ściska.
- Niespodzianka Słoneczko- uśmiecham się.
- Mama- szepcze.
Wracamy do domu. Siedzi za mną w foteliku, a buzia Mu się nie zamyka. Nie puszcza mojej ręki. "Z" parkuje pod blokiem. Wchodzimy bardzo powoli. Młody trzyma kurczowo kawałek mojej bluzki. Kasia otwiera drzwi.
-NIESPODZIANKA!- wykrzykują zebrani w salonie.
Jestem zaskoczona. W salonie stoi tłum ludzi.
- To wy sobie postójcie, a ja usiądę- wszyscy wybuchają śmiechem.
To był długi dzień. Wypis z kliniki, niespodzianka w przedszkolu, niespodzianka w domu. Nie wiedziałam, że tyle osób zaangażował się w pomoc dla mnie, w opiekę nad Młodym, kiedy ja leżałam w śpiączce. Nie wiedziałam jak im dziękować. Oddychałam spokojnie, próbując nabrać do tego wszystkiego dystansu. Przede mną długa droga...
Kawa... Nigdy wcześniej nie piłam jej w takich ilościach...
Minęło pół roku od wypadku. Lekarz pozwolił mi wrócić do fabryki, ale na razie do pracy biurowej. Dużo zmieniło się w fabryce. Dużo nowych twarzy. Wchodziłam powoli po schodach. Czwarte piętro to dla mnie jeszcze wyzwaniem. Między 3 a 4 piętrem muszę chwilę odpocząć.
- Cześć staruszko. Zazipałaś się?
- Cześć Nykiel- uśmiecham się.
- Sitarski zrób kawę pani inspektor! Migiem!
- Robi się! Dzień dobry pani inspektor- "szczypiorek" staje na baczność na schodach.
- Dzień dobry. Z mlekiem i 3 łyżeczki cukru- uśmiecham się do posterunkowego, ewidentnie tuż po szkole.
- Chodź, czekamy z odprawą na ciebie- pogania mnie Nykiel.
- Już, już- przytulam go na powitanie.
- Witaj spowrotem- otwiera mi drzwi do sali odpraw.
- O cholera! Tego się nie spodziewałam- cały wydział wstał, kiedy weszłam do sali i zaczęli mi bić brawo.
- Witamy spowrotem na pokładzie- naczelnik wręcza mi kwiaty.
- Dziękuję naczelniku- uśmiecham się wzruszona.
- Cześć Pyśka!
- Cześć Grzesiu!
Wszyscy, po kolei, podchodzą i witają się ze mną serdecznie. Na samym końcu podchodzi "Z". Czekałam na Jego ramiona najbardziej ze wszystkich. Na sali zapada cisza. Wszyscy wiedzą, że to jego żona wbiła mi nóż w plecy. Przytula mnie mocno. Odkładam kwiaty i wtulam się weń jeszcze mocniej. Mimowolnie po policzku płyną mi łzy. Powoli puszczam uścisk. Patrzy na mnie, delikatnie dotyka mojego policzka, ociera powoli toczącą się łzę.
- A pieprzyć to- szepczę i rzucam mu się na szyję.
Tylko 2 naszych kolegów wie o nas, o tym co nas łączy. Pozostali odbierają to jako przebaczenie. Niech tak zostanie, jeszcze nie nadeszła chwila, w której się ujawnimy. Pytanie czy taka na pewno nadejdzie?
- I co się panowie opier*alacie? Do roboty!- krzyczę z radością, a w odpowiedzi słyszę gromki śmiech... Jak ja za tym tęskniłam!
"Z" nie opuszcza mnie na krok. Po odprawie ruszamy do naszego pokoju. Tam czeka już na mnie kawa.
- Szczypiorek się postarał. Jeszcze gorąca- z uśmiechem siadam na biurku.
- Tęskniłem za tym widokiem.
- Jakim?
- Ty w naszym pokoju, na biurku, z kawą.
- Szalony.
- Serio. Brakowało tu ciebie- "Z" podchodzi i stale przede mną.
- Ale ja wracam tylko do kwitów- odstawiam kawę.
- Na początek- obejmuje mnie.
- Pewnie na długo- uśmiecham się.
- Zobaczysz, szybko wrócisz w teren.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. Uparta jesteś.
- I co, jak już wrócę w teren?- zarzucam mu ręce za szyję.
- I będziesz moja- całuje mnie z uśmiechem....
- Cześć staruszko. Zazipałaś się?
- Cześć Nykiel- uśmiecham się.
- Sitarski zrób kawę pani inspektor! Migiem!
- Robi się! Dzień dobry pani inspektor- "szczypiorek" staje na baczność na schodach.
- Dzień dobry. Z mlekiem i 3 łyżeczki cukru- uśmiecham się do posterunkowego, ewidentnie tuż po szkole.
- Chodź, czekamy z odprawą na ciebie- pogania mnie Nykiel.
- Już, już- przytulam go na powitanie.
- Witaj spowrotem- otwiera mi drzwi do sali odpraw.
- O cholera! Tego się nie spodziewałam- cały wydział wstał, kiedy weszłam do sali i zaczęli mi bić brawo.
- Witamy spowrotem na pokładzie- naczelnik wręcza mi kwiaty.
- Dziękuję naczelniku- uśmiecham się wzruszona.
- Cześć Pyśka!
- Cześć Grzesiu!
Wszyscy, po kolei, podchodzą i witają się ze mną serdecznie. Na samym końcu podchodzi "Z". Czekałam na Jego ramiona najbardziej ze wszystkich. Na sali zapada cisza. Wszyscy wiedzą, że to jego żona wbiła mi nóż w plecy. Przytula mnie mocno. Odkładam kwiaty i wtulam się weń jeszcze mocniej. Mimowolnie po policzku płyną mi łzy. Powoli puszczam uścisk. Patrzy na mnie, delikatnie dotyka mojego policzka, ociera powoli toczącą się łzę.
- A pieprzyć to- szepczę i rzucam mu się na szyję.
Tylko 2 naszych kolegów wie o nas, o tym co nas łączy. Pozostali odbierają to jako przebaczenie. Niech tak zostanie, jeszcze nie nadeszła chwila, w której się ujawnimy. Pytanie czy taka na pewno nadejdzie?
- I co się panowie opier*alacie? Do roboty!- krzyczę z radością, a w odpowiedzi słyszę gromki śmiech... Jak ja za tym tęskniłam!
"Z" nie opuszcza mnie na krok. Po odprawie ruszamy do naszego pokoju. Tam czeka już na mnie kawa.
- Szczypiorek się postarał. Jeszcze gorąca- z uśmiechem siadam na biurku.
- Tęskniłem za tym widokiem.
- Jakim?
- Ty w naszym pokoju, na biurku, z kawą.
- Szalony.
- Serio. Brakowało tu ciebie- "Z" podchodzi i stale przede mną.
- Ale ja wracam tylko do kwitów- odstawiam kawę.
- Na początek- obejmuje mnie.
- Pewnie na długo- uśmiecham się.
- Zobaczysz, szybko wrócisz w teren.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. Uparta jesteś.
- I co, jak już wrócę w teren?- zarzucam mu ręce za szyję.
- I będziesz moja- całuje mnie z uśmiechem....
Poprzednią część przeczytacie TUTAJ
(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)
Wieczorem na spokojnie poczytam, tak aby w pełni wczuć się w przybliżaną historię, przyjemnie będzie ja poznać. :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetnie się czyta. Podejrzewam, że gdybyś wydała książkę - mogłaby stać się hitem tzw. "literatury kobiecej".
OdpowiedzUsuńKinga, wzruszyłam się, autentycznie :) Chętnie poczytałabym w całości w postaci książki.
OdpowiedzUsuńmoże i fikcja, ale bardzo poruszyła moje pewne delikatne struny ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą historię, mocno kibicuję tej parze
OdpowiedzUsuńWzruszył mnie ten tekst. Nie wiem czy opierasz to na autentycznej historii, czy to zupełna fikcja, ale czyta się świetnie.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za opowiadaniami, szczególnie na blogach, ale całkiem przyjemnie się czytało.
OdpowiedzUsuńPiszesz tak fenomenalnie, że myślałam, że to Twoja historia - poczułam smutek, współczucie, chęć pomocy Ci!
OdpowiedzUsuńMasz lekkie pióro. Bardzo dobrze się czyta.
OdpowiedzUsuńWzruszające i zarazem bardzo życiowe.
Byłaby z tego dobra książka.
Pozdrawiam :-)
Irena-Hooltaye w podróży
Ciekawa historia i fajna lektura do porannej kawy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za umilenie porannej kawy tym kawałkiem teksu :) Fajnie się czyta i cieszę się że historia z wypadkiem dobrze się skończyła
OdpowiedzUsuńSuper historia. Dziękuję Ci za nią. Umiliła mi czas w oczekiwaniu na badania i wizytę u lekarza. Masz dziewczyno talent :)
OdpowiedzUsuńLekkie pióro, pomysł interesujący. Tylko pisać :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, bardzo lubię tę Twoją opowieść. Wciąga i wzrusza. Jak bedziesz chciała cos poprawić, usprawnić (a warto) to daj znać :) Zawsze chętnie pomogę. :D
OdpowiedzUsuńNo świetny tekst,moze zamiast na bloga powinnaś to przenieść na strony ksiazki. Naprawde świetna lektura,pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPieknie napisane i w sumie to nawet trochę się wzruszyłam. Czytało się bardzo przyjemnie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń